Ma zaledwie 40 lat, ale jej życiorysem już teraz można obdzielić kilka osób. Jej historia z powodzeniem mogłaby posłużyć, jako scenariusz do niejednego filmu. Byłaby to historia o kobiecie, która pomimo wielu przeciwności losu, dzięki swojej determinacji, uporowi i wierze, że zawsze warto dawać z siebie wszystko osiągała wyznaczane cele.
Historia, o kobiecie, która pracowała, jako ratownik medyczny i dowódca drużyny. Przeszła pięć stopni awansu zawodowego w wojsku od kaprala do starszego sierżanta. Wyjechała do Afryki, gdzie uratowała życie choremu chłopcu i zaledwie miesiąc temu wróciła z misji pokojowej za wschodnią granicą.Nasza bohaterka to kobieta wielu pasji, niebywałego hartu ducha, z sercem na dłoni, która w życiu pokonała niezliczoną ilość przeciwności losu. Jej znakiem rozpoznawczym niezmiennie i od zawsze jest szeroki, szczery uśmiech i gotowość do pomocy każdemu, kto jej potrzebuje. Ewa Winkowska, bo o niej mowa, to kobieta pod wieloma względami niezwykła. Ewa od urodzenia mieszka w Jastrowiu. Tu chodziła do Szkoły Podstawowej nr 2 im. Marii Konopnickiej, później do szkoły średniej. W kolejnych latach życie „rzuciło” ją do Piły i do Słupska. I choć obecnie pracuje w Wałczu, jako zawodowy żołnierz, to wciąż mieszka w Jastrowiu. I z tym miastem wiąże swoją przyszłość. Jak sama mówi, jest rodowitą jastrowianką i to tutaj jest jej dom i jej miejsce na ziemi. Obecnie spełnia się ona zawodowo w wojsku na stanowisku instruktora oraz prywatnie, jako mama 10-letniego Franka, którego wychowuje ze swoim wieloletnim partnerem Tomkiem. Jednak droga do tego miejsca w jej życiu nie była łatwa. I choć jej historia może być inspiracją dla wielu, to ona sama nie lubi mówić o swoich osiągnięciach. Wciąż pozostając skromną i serdeczną kobietą.- Nie pochodzę z bogatego domu, więc na wszystko musiałam zapracować sama. A czasami nie było łatwo. Po szkole średniej nie dostałam się na studia, ponieważ akurat w tym czasie miałam wypadek samochodowy, przez co nie mogłam podejść do egzaminów sprawnościowych – wspomina Ewa Winkowska.
– Żeby nie tracić roku, poszłam do szkoły policealnej na kierunku ratownictwo medyczne do Piły. Do szkoły dojeżdżałam autostopem, bo nie było mnie stać na bilet. Ludziom mówiłam, że uciekł mi autobus albo pociąg, a muszę dojechać na zajęcia. Wstydziłam się powiedzieć, że zwyczajnie nie stać mnie na kupno biletu. - Od wczesnych lat musiałam sama się utrzymywać. Nie było łatwo. Dzięki temu potrafię zrozumieć trudną sytuację innych osób, bo sama też wiele przeszłam.Pomimo trudnej sytuacji, już jako nastolatka pomagała innym.
Udzielała się w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży, jako wolontariuszka w świetlicy socjoterapeutycznej, gdzie pomagała młodszym dzieciom odrabiać lekcje, animowała ich wolny czas.Po ukończeniu szkoły policealnej rozważała wstąpienie w szeregi policji, gdzie zawsze chciała pracować. Ostatecznie postanowiła związać swoje życie zawodowe z wojskiem
- Pojechałam do WKU do Piły, gdzie, jako ratownikowi medycznemu zaproponowano mi dwutygodniowy kurs na kaprala. Ostatecznie zrobiłam go w Łodzi, po czym dostałam się do pracy w Wałczu, jako ratownik medyczny. I tam nadal służę już od ponad 16 lat – kontynuuje nasza rozmówczyni.Ewa rozpoczęła także studia na kierunku ratownictwo medyczne na Akademii Pomorskiej w Słupsku i obroniła tam pracę magisterską z pedagogiki ogólnej. Tam też poznała swojego obecnego partnera Tomka, z którym stworzyła zgrany, pełen zrozumienia, serdeczności i wsparcia związek. Licencjat broniła będąc w drugim miesiącu ciąży. W planach był urlop macierzyński i spokojny rok z synem w domu. Jednak życie miało nieco inne plany. W tym samym czasie jej mama dostała udaru i wymagała całodobowej opieki.
- Nie było się, nad czym zastanawiać. Bez chwili wahania zaopiekowałam się mamą. Pomagali mi moi przyjaciele i sąsiedzi, którym jestem ogromnie wdzięczna za całe wsparcie, jakie od nich dostałam. Kiedy wróciłam do pracy, wstawałam wcześnie rano, żeby wykąpać mamę i przygotować śniadanie dla niej i dla syna. Nie migałam się od zadań, bo nie chciałam, żeby współpracownicy przejmowali moje obowiązki tylko ze względu na moją sytuację rodzinną. Wiec pakowałam się i jechałam na poligon, bo nie mogłam sobie pozwolić na to, żeby przestać pracować.Ewa mamą opiekowała się przez pięć lat. Rok przed jej odejściem na rodzinę spadł kolejny niespodziewany cios – nagła śmierć jej młodszego brata. Był to bardzo trudny czas. Ból po stracie brata nie przeszkodził naszej bohaterce w podjęciu decyzji o przekazaniu jego narządów do przeszczepu, aby pomóc uratować inne życia i dać kilku osobom szansę na wyzdrowienie. Pomimo ogromnej tragedii, wciąż nie przestawała myśleć o innych i pomagać, jak tylko mogła.Rok później, po długiej chorobie odeszła jej mama. Z życiem musiała mierzyć się sama, wciąż nie przestając pomagać innym. I robiła to nie tylko w swojej rodzinnej miejscowości oraz w pracy, ale także na innym kontynencie.
- Lubię podróżować, lubię poznawać ludzi, inne kultury, inne sposoby życia. Moim marzeniem był wyjazd do Afryki. I to marzenie udało się zrealizować. Ksiądz wikary z Jastrowia wyjechał do Afryki na misje. Postanowiłam go odwiedzić. Powiedział, żebym się spakowała i przyjechała, ale uprzedził mnie, że to nie będzie safari, tylko codzienne, trudne życie. Pojechałam na miesiąc. W tym czasie regularnie podróżowaliśmy do różnych wiosek. Podczas wizyt odwiedzałam szkoły, gdzie pomagałam dzieciom z lekcjami. Jednak z racji mojego wykształcenia, dużo częściej pracowałam w szpitalu.
- Tamtejsze lecznice zdecydowanie różnią się od naszych. Było tam zaledwie kilku lekarzy, większość personelu to osoby bez wykształcenia medycznego. Głównymi pacjentami byli Pigmeje, dużo z nich miało przepuklinę i to był największy problem. Nie byli przyzwyczajeni do tego, że przychodząc do szpitala muszą w nim spędzić kilka dni. Zdarzało się, że ktoś został przyjęty na oddział, a dzień przed operacją uciekł do domu. Asystowałam tam też przy operacjach.
Pewnego dnia trafił do nas mały chłopiec chory na malarię. Aby go uratować, potrzebna była natychmiastowa transfuzja krwi. Okazało się, że mogę być dawcą. Bez chwili zastanowienia zdecydowałam się pomóc i jeszcze tego samego dnia krew została przetoczona. Na szczęście chłopiec przeżył i wyzdrowiał.
– Głównie podróżujemy po Polsce. Chcę, aby Franek poznał dobrze swój kraj, swoje korzenie. Polska jest piękna i jest tu tyle ciekawych i wspaniałych miejsc do odwiedzenia.Nasza bohaterka stacjonowała także w amerykańskiej bazie w Niemczech, gdzie, jako ratownik medyczny zabezpieczała poligony. Ostatnie pół roku Ewa spędziła poza granicami Polski. Brała udział w misji pokojowej za nasza wschodnią granicą, gdzie stacjonowali żołnierze różnych nacji z NATO. Do kraju wróciła w grudniu. W tym czasie syn przebywał z tatą Tomkiem. Ostatnie tygodnie upłynęły im na nadrabianiu zaległości. Jak sama przyznaje, w trakcie misji już nie mogła doczekać się powrotu do domu, do Jastrowia.
- Lubię podróżować, ale Jastrowie jest moim miejscem na ziemi. Uwielbiam to miasto, uwielbiam ludzi, którzy tu żyją. Czasami ktoś pyta mnie, dlaczego mieszkam właśnie tutaj, bo przecież mogłabym mieszkać w Słupsku, czy nawet w Wałczu i nie dojeżdżać codziennie do pracy.
...Jastrowie jest moim miejscem na ziemi. Uwielbiam to miasto, uwielbiam ludzi, którzy tu żyją.
Wiem, że są bardziej „atrakcyjne” miejsca, ale to właśnie Jastrowie jest tym „moim”. Jest tu dużo do zrobienia, dużo można poprawić, zmienić. Znam te potrzeby, bo sama je widzę, ale też często rozmawiam z ludźmi, którzy tu żyją. Mamy tu swoje problemy i bolączki, które wymagają naprawy. Bo to nie tylko moje miejsce, ale nasze, wszystkich mieszkańców naszej gminy. Jest tu dużo ludzi, którzy chcą działać i pomagać. Trzeba tylko zakasać rękawy do pracy. Wierzę, że wspólnie uda nam się zmienić naszą gminę na lepsze. Przy tak napiętym grafiku wydawać by się mogło, że na hobby już zwyczajnie może nie starczyć czasu. Jednak jak przyznaje nasza rozmówczyni, zawsze stara się znaleźć czas dla siebie i oddawać się swojej pasji, jaką jest m.in. sport.
„Wierzę, że wspólnie uda nam się zmienić naszą gminę na lepsze.”
– Zawsze jestem w ruchu i znajomi śmieją się, że nie mogę usiedzieć w miejscu. Już, jako dziecko grałam w koszykówkę i trenowałam karate. Uwielbiam niemal każdy sport: pływanie, jazdę na rowerze, crossfit, ćwiczenia siłowe. Ukończyłam tez dwa półmaratony. Muszę być w formie, jako żołnierz i ratownik medyczny.Ewa wolny czas spędza też na działce. Grządki, pielenie, podlewanie i dbanie o rośliny to jej prawdziwy żywioł. Na działce odpoczywa i nabiera dystansu do otaczającej rzeczywistości. To dla niej oaza spokoju, która pozwala oderwać się od stresów codziennego życia. A tych nie brakuje. Na szczęście w Jastrowiu jest wiele pięknych miejsc, w których można odetchnąć. A nasza bohaterka bardzo często wybiera aktywny wypoczynek.
- Obecnie biegam po jastrowskich lasach. Mamy tu przepiękne tereny, mnóstwo jezior ze świetnymi szlakami turystycznymi. Bieganie pomaga mi oczyścić głowę, złapać oddech i uporządkować myśli. Jestem dumna, że udało mi się dojść w życiu do tego, co mam. Teraz czas na nowe wyzwania. Jestem przekonana, że wspólnie z mieszkańcami naszego miasta i gminy będę potrafiła im sprostać – podsumowuje nasza bohaterka.
PK
Osdorp 13:12, 23.02.2024
Artykuł na wysokim poziomie co nie jest częstym zjawiskiem w dzisiejszych czasach. Przykład osoby która chce zarządzać miastem a nie rządzić po to aby podnieś własne ego . Z takim doświadczeniem życiowym oraz zawodowym, z dyplomami które Pani Winkowska posiada bez problemu znalazłaby pracę mniej wymagająca i kto wie czy nie lepiej płatną bez problemu. To jest dla mnie dowodem na to, że jej chęć bycia burmistrzem nie jest związana z apanażami bądź z braku możliwości zdobycia środków do życia jak to jest obecnie. 13:12, 23.02.2024
Człowiek 11:52, 26.02.2024
A można coś więcej o ludziach, których ma w swoje "drużynie"?
Czy pani kandydująca wie o dwóch przegranych sprawach sądowych, które państwo Ludewicz mieli za wyłudzenie pieniędzy z gmin Złotów i Szczecinek?
Jeśli nie wie, to znaczy, że jest tępa, a jak wie to znaczy, że albo ich wykopie z "drużyny" albo... Wiadomo. Jest po prostu słupem w całym tym przedsięwzięciu Mateuszka. 11:52, 26.02.2024
Starzysta13:57, 04.03.2024
Czy Pani Ewa napisała wogóle prawdę na swój temat czy się przechwala żeby ująć za serca wyborców.Niech napisze prawdę a nie same niusy na temat opieki nad matką.pozdrawiam. 13:57, 04.03.2024
Wandzia14:58, 28.05.2024
Co konia obchodzi jak się wóz przewraca? 14:58, 28.05.2024
Andrzej12:15, 26.02.2024
A czy będą inne sylwetki kandydujących?
Bo ostatnio i tu i na fb same tendencyjne artykuły wychwalające tylko kandydatów i umniejszające działaniom obecnego burmistrza.
Macie z nim kosę? Tak to wygląda, jakbyście mieli jakiś problem z nim i chcieli się go pozbyć.
Ja nie twierdzę, że jest idealny, ale widać, że pan Kurzyna jest mocno antywojtiukowy. 12:15, 26.02.2024
Porażka 09:33, 05.03.2024
Wojsko uratowało jej życie. Ona nie ma zielonego pojęcia o samorządzie a sterują nią cwaniaki Ludewicze i Król. Taka prawda. 09:33, 05.03.2024
jakistam20:44, 12.03.2024
Do osoby o nicku "porażka". Porażka to jest Twój sposób myślenia i wypowiadania. To świadczy jedynie co sobą prezentujesz. Nie oceniaj innych. Każdy ma prawo startować a jedynie od wyborców zależy kogo wybiorą. PS. Też mogłeś iść do wojska czy startować w wyborach. 20:44, 12.03.2024
Jastrowianka18:29, 08.04.2024
Ta Pani zdecydowanie nie da rady bo nie wie jak wygląda zarządzanie samorządem a czytając życiorys to absolutnie nie ma Pani doswiadczenia ani szkoły to jak może zarządzać jednostka samorzadowa ???Czy w ogóle wie co to są paragrafy co się na nich znajduje i jakich wydatków dotyczą?? Wie Pani z czym sie wiąże umorzenie bez znajomości prawa?? 18:29, 08.04.2024
Axel16:33, 15.05.2024
Burmistrz nie musi znać się na paragrafach, od tego ma aparat w postaci urzędu. Wystarczy, że zna się na ludziach i potrafi odróżnić ziarno od plew. 16:33, 15.05.2024
Luku20:48, 23.02.2024
1 0
Komentarz w punkt, podpisuję się obydwoma rękoma. 20:48, 23.02.2024